Francja, Niemcy, Szwajcaria
|
Oczekiwanie na kolejny pociąg na jednym z wielu niemieckich dworców |
W nocy około 1:00 przychodzi burza z piorunami. Leżąc w namiocie pod drzewem, mam wrażenie, że piorun zaraz trafi we mnie. Na szczęście tak się nie stało. Większym szczęściarzem okazuje się Marek, który w nocy w ogóle się nie obudził. Rano był tylko zdziwiony, dlaczego jego głowa leży w kałuży? Przed świtem przychodzi kolejna ulewa i nad ranem jeszcze jedna. Zwijamy namioty na mokro i jedziemy kładką przed Ren do Niemiec na dworzec w
Weil am Rhein. Kupuję bilet
Quer-durchs-Land-Ticket w automacie i jedziemy jedną stację do Basel. Siedzimy na dworcu, czekamy na pociąg do Ulm, a nasze rzeczy się suszą. Kwadrans przed odjazdem wnosimy rowery na peron i dziwimy się, że peron jest pusty, a pociągu nie ma, choć wyświetla się na tablicy. Może rozwiązaniem tej zagadki jest napis w języku niemieckim, który przesuwa się na pasku. Marek, który w liceum uczy się niemieckiego nie jest w stanie przetłumaczyć tej informacji. Ja, choć nigdy nie uczyłem się języka naszych zachodnich sąsiadów, rozumiem słowo "heute" i wzbudza to we mnie niepokój. Udaję się do okienka informacji i dowiaduję się, że skład do Ulm, drugi z planowanych sześciu pociągów niemieckich, dziś nie jeździ. Miła pani nie znajduje żadnego połączenia do
Görlitz, ani też do
Drezna. Dziś uda nam się dojechać tylko do
Lipska i to aż siedmioma pociągami! Nie mamy innego wyjścia, więc wsiadamy do pociągu do
Offenburga. W przedziale rowerowym jest już około 10 rowerów i co chwila dosiadają się kolejni cykliści. Na szczęście przedział jest dość obszerny, a pasażerowie wyrozumiali. Trzeci pociąg do
Karlsruhe jest przelotowy. W przedziale rowerowym tym razem nie ma żadnych bicykli, ale na miejscach dla rowerów siedzą pasażerowie. Starszy Niemiec, który wsiadł z nami, podniesionym głosem zwraca uwagę, że to jest miejsce na rowery, a osoby siedzące powinny przejść do innych przedziałów. Jego apel spotyka się ze zrozumieniem tylko kilku osób, które ustępują miejsca akurat dla naszych rowerów. Czwarty pociąg z
Karlsruhe do
Mannheim jest dla odmiany pusty. Spokojnie możemy usiąść, zjeść obiad w postaci bananów i czipsów, a nawet naładować komórkę. Kolejne pociągi są także puste i tak osiągamy
Frankfurt, a następnie
Kassel. Na wszystkich dworcach są windy, więc nie musimy dźwigać naszych obładowanych pojazdów. Na wielkim dworcu
Kassel-Wilhelmshöhe są pochylnie prowadzące na każdy peron. Przy wsiadaniu do pociągu Marek wpada w dziurę między wagonem a peronem. Wygląda to bardzo groźnie, ale na szczęście kończy się tylko mocnym stłuczeniem nogi. Zbliża się wieczór, a my wciąż jesteśmy daleko od polskiej granicy. Kolejne stacja przesiadkowa to
Halle i przed północą dojeżdżamy do
Lipska. W parku jemy kolację na gorąco i kładziemy się w krzakach do snu na kilka godzin.
Budzimy się o 4:00 i szybko zbieramy, bo po drugiej stronie ulicy blisko nas słychać głośną awanturę pijacką połączoną z mordobiciem. Za chwile interweniuje policja, ale my już spokojnie oddalamy się w kierunku dworca. Jest sobota, więc kupuję bilet Sachsen-Ticket ważny już od północy i jedziemy do
Drezna. Tam jemy szybkie śniadanie i pakujemy się do szynobusu do
Wrocławia. W ten sposób udało się nam wrócić do pierwotnego planu podróży, choć to nie był koniec naszych podróżniczych przygód. Szynobus jest opóźniony kilka minut, ale mamy nadzieję, że do
Wrocławia dojedzie o czasie. Trochę dziwi nas, dlaczego pani z obsługi DB przechodzi przez pociąg i liczy, ilu jest pasażerów i pyta, kto jedzie do Zgorzelca. Wszystko wyjaśnia się 12 km przed granicą na stacji
Reichenbach. Wszyscy opuszczamy skład i wsiadamy do podstawionych na ulicy dwóch autobusów przegubowych. Razem z rowerami stajemy na kole w przegubie. Do
Görlitz kursuje komunikacja zastępcza, a przez okno widzimy powód takiej sytuacji. Po nocnej burzy zalane są pola i podwórka i dlatego pociągi nie kursują. W
Görlitz wsiadamy znów do szynobusu i ruszamy, ale mamy 40 minut opóźnienia. We
Wrocławiu będzie ciężko z przesiadką. Na szczęście kolejny nasz pociąg TLK ze Szczecina jest też opóźniony 5 minut, więc wszystko przebiega zgodnie z planem. Jest przedział rowerowy, są miejsca siedzące obok za ścianą. Całą długą drogę do
Krakowa przesypiamy. W
Krakowie ostatnia przesiadka na pociąg TLK z
Olsztyna do
Zakopanego. Miejsce dla rowerów jest w pustym wagonie bezprzedziałowym. Marek wysiada w
Białym Dunajcu, a ja jadę do końca. Odcinek ze stacji do domu pokonuję z wielką radością i satysfakcją, że cała wyprawa przebiegła szczęśliwie.
Tak mija ostatni, 20. dzień tej rowerowej przygody. Pozostały niezapomniane wrażenia, wspomnienia, zdjęcia, filmy i wielka radość w sercu.