104 km
Na najwyższej drodze w Europie |
Wreszcie zbieramy się jednak do zjazdu. Choć słońce już mocno świeci, zakładam kurtkę przeciwwiatrową i ocieplacze na kolana. Przed nami szaleńcza droga w dół. Czuję lekki dreszcz emocji. Wszak dokładnie w tym miejscu w 2008 r. podczas etapu Tour de France kolarz południowoafrykański Augustin nie wyrobił się na zakręcie i spadł w przepaść razem z rowerem. Na szczęście bez żadnych poważnych obrażeń. Widziałem to na żywo w Eurosporcie. Trzymając więc dłonie na klamkach hamulcowych ruszamy w dół. Prędkość błyskawicznie dochodzi do 50 km/h. Niestety na wysokości 2585 m. npm. nie udaje mi się wyrobić na ostrym zakręcie 180 st. Wylatuję z drogi i wpadam na kamieniste pobocze. Upadek, wywrotka, leżę w pyle drogi. Na szczęście rower jest cały i ja jestem cały. Wsiadam z powrotem i zjeżdżam dalej, tym razem już hamując przed każdym zakrętem. Po zjechaniu ponad 100 m. zauważam, że zgubiłem GPS-a podczas wywrotki. Zatrzymuję się i dostrzegam też, że muszę opatrzyć sobie kolano, które jest lekko otarte i krwawi. Zdejmuję sakwy i wracam 100 m. do góry po sprzęt. Znajduję bez problemu na poboczu. Oczywiście działa bez szwanku. Po takiej dłuższej chwili od wypadku zaczynam odczuwać ból kolana i ręki. Jednak mocno się potłukłem, ale nie przeszkadza to w jeździe, tym bardziej, że przez najbliższe kilkadziesiąt kilometrów w dół nie muszę w ogóle pedałować. Cały czas jadąc o wiele ostrożniej niż na początku drogi, docieramy do miasteczka Jausiers. Droga prowadzi dalej w dół, ale już o wiele łagodniej. Świeci słońce, ale wieje mocny wiatr w twarz, więc nawet nie czujemy spadku i musimy mocno pedałować, żeby utrzymać szybkie tempo. W Barcelonnette zatrzymujemy się na zakupy, a po kolejnych 7 km. robimy postój obiadowy. Po takich przeżyciach raczymy się gorącym francuskim przysmakiem z puszki. To nie koniec pięknych widoków na dziś. Dojeżdżamy do turkusowego jeziora Lac de Serre-Ponçon Zanim będziemy podziwiać ten cud przyrody, musimy wspiąć się 200 m. Wszystkie trudy tego podjazdu rekompensuje bajeczny widok jeziora i okolic. Jedziemy wzdłuż jeziora, a potem wzdłuż rzeki La Durance. W miasteczku Les Tourniéres zatrzymujemy się na kolację przy wodopoju. Po dwóch nocach na dziko będziemy dziś szukać campingu. Znajdujemy nocleg w Curbans po 13 km. Miejsce jest bardzo miłe, a do tego właściciel zaprasza nas do skorzystania z basenu! Oczywiście nie odmawiamy. Po takim niezwykłym dniu niezwykle miło się relaksujemy.
Czytam i czytam o twoich rowerowych przygodach.
OdpowiedzUsuńW pierwszej chwili pomyślałam „Super, Miciek wjechał rowerem wyżej, niż Rysy”. A potem przeczytałam o twojej wywrotce i jejku, naprawdę przeszły mnie ciarki! Dobrze, że nic ci się nie stało.
Naprawdę straszny z ciebie wariat, Padre! :)
Pozdrawiam ciepło i wracam do lektury,
Hołka