Francja
89 km
|
Deszczowa niedziela |
W nocy mocno wieje. Podobnie nad ranem. Wyjeżdżamy wcześnie rano i szukamy cichego miejsca na śniadanie. Znajdujemy takie w lesie. Po krótkim podjeździe jedziemy ostro w dół do
Montelimar. Zaczynamy długi kawałek trasy w górę
Rodanu. Wieje mocny wiatr, zbierają się chmury i robi się zimno. Na płaskim terenie ledwo osiągamy 20 km/h. Zaczyna padać. Pierwszy deszcz od dwóch tygodni, nie licząc kilku kropel burzy, która przeszła bokiem w Alpach. Zatrzymujemy się na przystanku, żeby przeczekać opady. Przestaje padać i jedziemy dalej. Przejeżdżamy na drugą stronę rzeki i w
Le Pouzin zatrzymujemy się w parku na posiłek. Jedziemy dalej do
Valence, a wiatr nie przestaje nam przeszkadzać. Jest niedziela, więc na obiad zachodzimy do restauracji. Wprawdzie to tylko McDonalds, ale w ten sposób czcimy Dzień Pański. Podczas posiłku zaczyna okropnie lać. Siedzimy prawie 2 godziny, licząc na poprawę pogody. Wydaje się, że pada mniej, więc ruszamy. Co chwilę robimy odpoczynki wysuszające na przystankach. W
Tain-L’Hermitage znowu leje jak z cebra i musimy się zatrzymać na środku ulicy pod sklepową markizą. Jest już późne popołudnie, więc podejmujemy decyzję – nie będziemy się tak męczyć, ale zatrzymujemy się na nocleg na miejskim campingu. W ulewnym deszczu rozbijamy namioty, jemy kolację i idziemy spać. Mój namiot jest suchy, ale Marek niestety tę noc spędzi w warunkach mokrych.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz