Przyszła wiosna i postanowiłem zrobić setkę. Planowałem pojechać bez względu na pogodę. Na szczęście nie padało, ale nie było gorąco.
Pierwsze kilometry wycieczki to lekki podjazd, w sam raz na rozgrzewkę. Dalej długo z górki. Niestety, jechałem pod wiatr i nie dałem rady dobrze się rozpędzić. W Witowie wyprzedził mnie młody kolarz eskortowany przez vana. Skorzystałem z okazji i schowałem się za autem, które jechało ze stałą prędkością 30 km/h. Bez oporów powietrza jechało się wyśmienicie. Miałem skręcać na Suhą Horę, ale kolarz jechał prosto, więc odwróciłem pętlę. W tak komfortowych warunkach przejechałem 15 km do Czarnego Dunajca. Dalej na Jabłonkę. Trasa płaska, lekko w dół i bez wiatru. Po 2,5 godzinie jazdy miałem już 50 km na liczniku. Przed Lipnicą pojawia się pierwszy mocny podjazd, na szczęście niedługi.
Wjeżdżam na Słowację. Co jakiś czas pojawia się słońce zza chmur, ale nie jest gorąco. Jadę cały czas w kurtce. W Namestovie zajeżdżam do Lidla na małe zakupy w ramach tygodnia rowerowego. Przejeżdżam mostem nad jez. Orawskim. Poziom wody jest niski, przy brzegu ciągną się piaszczysto-błotne łachy. Po drugiej stronie jeziora w lasku robię dłuższą przerwę na odpoczynek i posiłek. Z daleka widać ładnie Babią Górę, nad którą kłębią się ciemne chmury.
Po odpoczynku ruszam dalej wokół jeziora. Piękna trasa i piękne widoki. Widać, że sezon turystyczny jeszcze się nie zaczął, bo wszędzie pustki. Od Trsteny rozpoczyna się podjazd, chwilami jest bardzo stromo, ponad 10% nachylenia. Jest ciężko, ale jadę bez zatrzymywania się wjeżdżam do Polski.
Miałem nadzieję, że od Chochołowa na południe będę jechał z wiatrem, a okazuje się że jest na odwrót. Spokojnym tempem, między 15 a 20 km/h podjeżdżam na Nędzówkę.
Wyszło w sumie 106 km, a więc misja zaliczona. Nie czuję dużego zmęczenia, nie bolą mnie kolana. Można więc napisać, że to była bardzo udana inauguracja sezonu wyprawowego.
Galeria pod tym linkiem.
27 kwietnia 2011
3 kwietnia 2011
Plany na 2011
Warto napisać kilka słów na temat tegorocznych planów wakacyjnych.
Razem z niewielką grupką (razem pięć osób) wybieramy się na długą, miesięczną wyprawę Camino Grande po europejskich sanktuariach. Startujemy na zachodzie Niemiec, dokąd dojedziemy pociągiem. Dalej przez Francję (Taize, Paray-le-Monial, Lourdes), Hiszpanię (Santiago de Compostela) i Portugalię (Fatima). Powrót samolotem z Lizbony. Razem wyjdzie prawie 3000 km.
Przygotowania i późniejsze relacje z wyprawy można przeczytać na równoległym blogu.
Razem z niewielką grupką (razem pięć osób) wybieramy się na długą, miesięczną wyprawę Camino Grande po europejskich sanktuariach. Startujemy na zachodzie Niemiec, dokąd dojedziemy pociągiem. Dalej przez Francję (Taize, Paray-le-Monial, Lourdes), Hiszpanię (Santiago de Compostela) i Portugalię (Fatima). Powrót samolotem z Lizbony. Razem wyjdzie prawie 3000 km.
Przygotowania i późniejsze relacje z wyprawy można przeczytać na równoległym blogu.
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)