25 czerwca 2009

Polska egzotyczna 2009 - szczegółowa relacja


Oto szczegółowa relacja dzień po dniu z mojej wyprawy rowerowej dookoła Polski B.

Dziękuję serdecznie i pozdrawiam wszystkich, których spotkałem na trasie, którzy gościli mnie pod swym dachem i nakarmili, bym nie ustał w drodze.

A czytelników zachęcam do odwiedzenia tych cudownych zakątków naszego kraju.

Zdjęcia na Picasie:
krajobrazy
zwierzęta
na styku kultur
przygoda
wbrew przeciwnościom

II Rekord w papieską rocznicę

Sobieszyn - Ostrówek 140 km

Wyjeżdżam przed 9:00 z lekką obawą - jak uda mi się pokonać tak długi odcinek. Słońce praży od samego rana, choć nie jest bardzo gorąco. Po drodze spotykam cztery zające (plus jeden martwy, przejechany). Przejeżdżam przez Jeruzal, czyli filmowe Wilkowyje. Nie jestem fanem tego serialu, więc nie za bardzo kojarzę scenerię. Po południu pogoda psuje się i zaczyna padać deszcz. Robię dłuższy postój w Wielądkach, licząc na poprawę pogody. Dziś jest 10. rocznica pobytu Jana Pawła II na Podlasiu. Słucham transmisji radiowej z rocznicowego nabożeństwa w Drohiczynie. Deszcz trochę ustaje i ok. 20:20, w dobrej kondycji dojeżdżam na miejsce. Udało mi się przejechać tak długi etap bez większych problemów. To dobry zwiastun na przyszłość.

PS. Nie wiem, czemu tak nie po kolei się ułożyło, że drugi dzień jest pierwszy. Trudno.

I Miłe miłego początki

Lublin - Sobieszyn 60 km

Po pożegnaniu przez domowników wyruszam przed 11 z domu. Pogoda jest wyśmienita - słonecznie z lekkim zachmurzeniem, bez upałów i wiatr w plecy. Z Lublina jadę na północ. Trasa jest atrakcyjna, ale już ją przemierzałem nie raz. Jedzie się miło, bo nie ma dużego ruchu. Po 30 km, w połowie drogi, zatrzymuję się na poczęstunek. Niepokoi mnie chrobotanie w tylnej przerzutce. Na szczęście pomaga drobna regulacja i do końca wyprawy mogę spokojnie jechać. Pierwszy dzień zaplanowałem jako krótszy. Nie chcę się nadwyrężać. Wszak przede mną jeszcze sporo setek kilometrów do przejechania.
Do celu docieram tuż po 15:00. Mogę odpocząć i przygotować się na jutrzejszy, najdłuższy etap.

III Podlasia czar

Ostrówek - Kiersnowo 99 km

Pogoda od rana niezbyt zachęcająca. Chmury wiszą nisko, jest zimno, ale mam przynajmniej wiatr w plecy. Po pewnym czasie przejaśnia się i od razu robi się ciepło. Co kilkanaście kilometrów robię postoje w lasach. Dziś wyjątkowo jadę cały czas ruchliwymi drogami, ale na szczęście nie ma dużo samochodów. Przed Nurem zatrzymuję się na skromny obiad. Po drodze nie ma wielu atrakcji turystycznych, ale jest bardzo ładnie. Po 19:00 docieram do Kiersnowa. Zatrzymuję się chwilę przy pomniku Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, bohatera podziemia antykomunistycznego. Dziś nocuję u mojego wujka Ziuńka, który cały wieczór barwnie opowiada pradawne historie rodzinne.

IV Guma na deszczu

Kiersnowo - Waniewo 64 km

Rano budzi mnie piękne słońce. Ale jest zimno i wietrznie. Z zachodu szybko nadchodzą ciemne chmury. Zatrzymuję się na Mszę św. u Matki Bożej w Hodyszewie. Mój kolega Jacek częstuje mnie świeżą miętą. Wyjeżdżam w południe, akurat kiedy zaczyna padać. Pada coraz mocniej i w tej ulewie przed Łapami łapię gumę w przednim kole. Muszę zmienić dętkę na odludziu, pod drzewem, w czasie ulewy. Chyba gorzej być nie mogło. Mam przemarznięte dłonie i naprawa zajmuje mi godzinę. Dziura niewielka, a jej przyczyną jest maleńki kawałek szkła. Po naprawie, wciąż w deszczu, jadę do Łap i zatrzymuję się u mojego kolegi Szymona na obiad. Deszcz nie przestaje padać, a ja nie przestaję pedałować. Do Waniewa w Narwiańskim Parku Narodowym dojeżdżam ok. 19:00. Po kolacji deszcz na chwilę ustaje, więc idę na spacer po pływającej kładce przez Narew. Przepływam na drugi brzeg, ale znowu zaczyna padać, więc muszę wracać. W tym roku wyjątkowo nie mam szczęścia do pogody.

V Szklane drogi

Waniewo - Dolistowo Stare 69 km

Od rana pada. Czekam do południa, aż przestanie, lecz pogoda się nie zmienia. Po 20 km dojeżdżam przemoczony do Tykocina i zatrzymuję się na pyzy z mięsem w hotelu Alumnat. Tu kręcono zdjęcia do filmów z serii "U Pana Boga za piecem". Za oknem widać znany z filmu most przez Narew. Po odrobinie wytchnienia jadę dalej w deszczu. Niestety, muszę skrócić trasę i nie pojadę "carską drogą" przez Osowiec. Jestem przemoczony, zmarznięty i boli mnie łydka. Wreszcie ok 16:00 przestaje padać. Do celu już tylko 20 km i... znowu łapię gumę. Tym razem w tylnym kole. Dobrze, że już nie pada. Dość sprawnie zmieniam dętkę i jadę dalej. Ciężko się jedzie. Droga pod górę? Nie! Znowu flak! Trzeci raz na wyprawie, a drugi tego dnia. Znowu wymiana gumy. Oglądam dokładnie oponę, ale nie siedzi w niej żadne dziadostwo. Później okaże się, że oglądałem niezbyt dokładnie i nie dostrzegłem maleńkiego kawałka szkła, które schowało się wewnątrz opony. Ten cholerny kawałek za chwilę przebije mi dętkę trzeci raz. Ale jestem już blisko celu. Nie zmieniam gumy, tylko co kilka minut pompuję koło i tak docieram do Dolistowa. Przede mną rozciąga się cudowny widok. Pomarańczowe słońce zachodzi nad Biebrzą. Dziś nocuję u babci i ciotki mojego kolegi Andrzeja, u bardzo miłej rodziny. Gospodarz pomaga mi zakleić dwie przebite dętki. Jutro będę mógł spokojnie pedałować dalej.

VI Najpiękniejsze okolice

Dolistowo Stare - Suwałki 101 km

Wstaję wcześnie, już przed 6:00, by zdążyć na Mszę o 6:30. Po śniadaniu (zupa mleczna) muszę wymienić dętkę w tylnym kole. Ruszam dopiero przed 9:00. Nad Biebrzą zatrzymuję się co chwila, by robić zdjęcia krajobrazów i ptaków. Jadę wzdłuż rzeki do Kopytkowa. Planowałem przejechać przez Czerwone Bagno. Niestety szlak okazuje się nieprzejezdny. Kawałek idę pieszo, woda sięga do pół łydki. Robię krok i zapadam się po udo w bagnie. Nie mogę wyciągnąć nogi. czyżbym miał się już pożegnać z sandałem? Nie, udało się wyciągnąć obuwie z bagna, ale postanawiam zawrócić. Jadę do Dębówki, gdzie zaczyna się Kanał Augustowski. Wzdłuż kanału jadę na Białobrzegi. Po drodze łapie mnie krótki, ale obfity deszcz, przed którym chronię się pod drzewem. Wychodzi słońce, ale jadę pod wiatr. Dojeżdżam do Augustowa, ale omijam miasto, jadąc wzdłuż jeziora Necko nad dolinę Rospudy. Jadę dłuższy odcinek przez Puszczę Augustowską, nie spotykając żadnego człowieka. Dopiero koło "świętego miejsca" nad Rospudą spotykam parę turystów kajakarzy. Bardzo mi się podoba to miejsce. Pokonawszy Rospudę jadę do Nowinki. W Podnowince wypadają z lasu 3 duże psy z wrogimi zamiarami. Nieźle przestraszony pedałuję co sił w nogach po bezdrożach i udaje mi się uciec. Przez las wzdłuż granicy Wigierskiego PN dojeżdżam do Suwałk. Po lewej stronie pojawia się efekt halo. Po obu stronach zachodzącego słońca widać kolorowe "słońca poboczne". Piękny widok, ale jednocześnie to zwiastun opadów w następnym dniu. Tuż przed zmrokiem docieram na nocleg.

VII Deszcz gubi ten kraj

Suwałki - Mikaszówka 57 km

Od rana pada. I tak cały dzień do wieczora. Dla poprawienia nastroju słucham radia. Gościem audycji jest Sidney Polak. Słuchamy jego najnowszej piosenki "Deszcz". Nastrój mam fatalny, ale jadę. Zastanawiam się, czy nie skorzystać z noclegu w najbliższym gospodarstwie agroturystycznym. W deszczu objeżdżam jez. Wigry i zwiedzam klasztor kamedułów. Jak najkrótszą drogą przez Puszczę Augustowską dojeżdżam na nocleg do Mikaszówki. Sakwy okazały się nie do końca wodoodporne i wszystkie ciuchy oraz buty mam przemoczone. Ale przynajmniej nie pada mi na głowę. Rozkładam rzeczy do suszenia i czyszczę rower, bo cały jest w błocie i mokrym piasku. Jutro ma już nie padać. W kiepskim nastroju kładę się wcześnie do łóżka i szybko zasypiam.

VIII Ucieczka przed burzą

Mikaszówka - Sokółka 79 km

Budzę się rano z ulgą. Na szczęście nie pada. Ale po wczorajszym ciężkim dniu mam katar i boli mnie gardło. Mam nadzieję, że nie rozwinie się to w żadną chorobę. Z Mikaszówki jadę wzdłuż Kanału Augustowskiego, zatrzymując się przy każdej śluzie. Tak docieram do granicznej śluzy w Kurzyńcu. Skręcam na południe, opuszczając Puszczę Augustowską. Zaczyna padać deszcz, ale na szczęście przelotny. W Jagnitach podchodzę do samej granicy i robię kilka zdjęć. Kręcąc się przy granicy wzbudzam zainteresowanie Straży Granicznej. W Nowym Dworze zatrzymuje mnie patrol i muszę się wylegitymować. Dokoła piękne widoki, ale za plecami zbierają się ciemne chmury burzowe. Na szczęście wiatr wieje z południa i burza przechodzi mi za plecami. Chyba pierwszy raz cieszę się, że jadę naprzeciw wiatru. Burza jest coraz bliżej, słyszę już grzmoty. Udaje mi się dojechać tuż przed deszczem do Sokółki. Dziś nocuję u rodziców mojego kolegi Rafała. Na kolację próbuję regionalnej potrawy, czyli kiszki ziemniaczanej. Pycha! Czuję się świetnie, a niebezpieczeństwo przeziębienia minęło.

IX Szlakiem tatarskim we dwóch

Sokółka - Siemianówka 96 km

Rano idę na Mszę św. o 7:00 do kościoła znanego z filmów z serii "U Pana Boga za piecem". Potem śniadanie, kawa, pakowanie i w końcu wyjeżdżam dość późno. Jadę tatarskim szlakiem na Bohoniki. W meczecie pani Eugenia Radkiewicz, Tatarka, barwnie opowiada o swoich przodkach, wierzeniach i kulturze. Potem zwiedzam mizar, czyli cmentarz muzułmański. Za Bohonikami kończy się asfalt i dość długi odcinek tłukę po bruku. W ten sposób pokonuję góry Wojnowskie - niezbyt wysoki podjazd. Przed Usnarzem zatrzymuję się na krótki posiłek, a przy mnie zatrzymuje się patrol motocyklowy Straży Granicznej. Żołnierze wypytują mnie o drogę i cel mojej podróży. Po niezbyt równych drogach dojeżdżam do Krynek. Jestem spóźniony, więc szybko objeżdżam miasto i jadę na Kruszyniany. Przy wyjeździe z Krynek przyłącza się do mnie drugi sakwiarz. Od słowa do słowa okazuje się, że to tromba, który pisał na forum podrozerowerowe.info. Jadąc z towarzyszem tempo wzrasta znacznie, ale dzięki temu czuję, że dotrę do Siemianówki przed zmrokiem. W Kruszynianach odwiedzamy meczet i słuchamy barwnej opowieści Tatara Dżemila Gembickiego. Niedaleko od meczetu oglądamy mizar położony w lesie. W Kruszynianach spotykamy kolejnego rowerzystę, który z plecakiem jedzie trasą Polski egzotycznej z południa. Opuszczamy Kruszyniany i jedziemy do Jałówki. W Jałówce jestem pod dużym wrażeniem ruin kościoła św. Antoniego, zbombardowanego przez Niemców w 1941 r. Dalej jedziemy przez las do Cisówki i docieramy do linii kolejowej. Jedziemy wzdłuż torów po grobli przez środek sztucznego jeziora Siemianówka. Wokoło roztaczają się piękne widoki. W Siemianówce zatrzymujemy się w gospodarstwie agroturystycznym, w małym domku. Miejsce jest cudowne i postanawiam zrobić sobie dzień przerwy w podróży.

X Na skraju dzikiej puszczy

Siemianówka - Hajnówka - Siemianówka 67 km

Kolega tromba wyjeżdża wcześnie rano, a ja robię sobie dziś luz i postanawiam zostać w Siemianówce na jeszcze jeden nocleg. Wysypiam się, robię pranie i jadę przez Narewkę do Hajnówki. Miasto jest ładne i zaskakująco duże. Zwiedzam kościoły i cerkwie, po czym przynaglony chmurami wracam do Siemianówki. Po drodze jeszcze kupuję zapasową dętkę, aby zgodnie z prawem Murphy'ego nie spotkało mnie już złapanie gumy. Zajeżdżam jeszcze nad jezioro, robię zdjęcia i zdążam wrócić na nocleg w ostatniej chwili przed deszczem. Na kolację i następnego dnia na śniadanie robię sobie jajecznicę z 5 jaj na boczku, bo w sklepie mogłem kupić co najmniej 10 jaj. Jak szaleć to szaleć.

XI Tropem żubra w Puszczy Białowieskiej

Siemianówka - Czeremcha 97 km

Wyjechałem dość wcześnie, bo chcę dotrzeć do Czeremchy przed 18:00, aby zdążyc na Mszę św. Niedaleko za Siemianówką zaliczam wieżę obserwacyjną Maruszka. Wokoło cisza i spokój. Ani żywej duszy, tylko ptaki głośno śpiewają. Wjeżdżam do Puszczy Białowieskiej, w której spędzę dziś cały dzień. Na początek jadę wilczym szlakiem. Na drodze za Masiewem trzeci raz na wyprawie zatrzymuje mnie patrol Straży Granicznej. Tym razem miła pani prosi o dokumenty i wypytuje o cel mojej podróży. Przez następne kilometry nie spotkam żywej duszy. Zatrzymuję się przy kolejce wąskotorowej i robię serię zdjęć. Jadę dalej wilczm szlakiem wypatrując żubrów i wilków. Po prawej stronie drogi dostrzegam ścieżkę dydaktyczną "co w lesie piszczy". Zjeżdżam z głównej drogi, żeby się dokształcić. Ścieżka prowadzi po wąskiej kładce nad mokradłami. Niestety mokra kładka nie zapewnia odpowiedniego tarcia i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu tracę przyczepność i zaliczam wywrotkę. Mam wiele szczęścia. Po pierwsze niewiele brakowało, bym zwalił się do wody - zawisłem z jednym kołem poza kładką. Po drugie - nic sobie nie połamałem, bo sakwy zamortyzowały uderzenie. Mam tylko lekko obity łokieć i udo. Lekko przestraszony podnoszę się i po ekstremalnie śliskim pomoście, prowadząc rower, docieram do brzegu. Dojeżdżam do Białowieży. Jem skromny posiłek w towarzystwie miłego pieska. Zwierz pewnie pobiegłby za mną, ale pojawia się właścicielka i zabiera psa do domu. Z Białowieży jadę na Topiło. Na drodze dużo błota, kałuż i znowu ani żywej duszy. Pierwszych ludzi napotykam w Topile. To spora grupa rowerzystów z sakwami. Opuszczam puszczę, nie spotkawszy żubra i jadę wzdłuż granicy. W Opace droga prowadzi przez 2 km dosłownie o krok od słupów granicznych. Ciekawe, czy znowu będą mnie sprawdzać pogranicznicy? Nikt mnie już nie zatrzymuje i spokojnie po 17:00 docieram do Czeremchy.

XII Na świętej górze

Czeremcha - Niemirów 77 km
Po porannej Mszy św. parafialnej i kawie z proboszczem wyruszam dość późno. Ale dziś odcinek nie za długi, a poza tym zapowiedziałem się, że przyjadę na nocleg dopiero koło 20:00. Niby nie pada, ale pogoda jest niepewna. Pierwszy ważny punkt programu to pieknie położona cerkiew na bagnach w Koterce koło Tokar, przy samej granicy. Świątynia stoi na całkowitym odludziu, w środku lasu. Niedaleko od Koterki zatrzymuje mnie (po raz czwarty) patrol Straży Granicznej na motorku. Miło sobie rozmawiamy, a właściwie ja opowiadam o swojej wyprawie. Niedługo później znajduję parking leśny i tam zatrzymuję się na obiad. Dłuższy odcinek jadę przez lasy i docieram na świętą górę Grabarkę. Niestety, w tym momencie zaczyna padać deszcz, który zbierał się od rana. Mam nadzieję, że to opad przelotny i czekam dłuższą chwilę. Nie przestaje padać, więc w deszczu jadę dalej. Dojeżdżam do Bugu i wzdłuż rzeki jadę do Mielnika. Po błotnistej drodze wdrapuję się na wieżę obserwacyjną, z której rozciąga się piękna panorama okolicy. Oglądam kościół, cerkiew, ruiny kościoła zamkowego i powolutku jadę na nocleg w Niemirowie. Okolica jest wyjątkowo spokojna. Z rzadka mija mnie jakieś auto. Przestaje padać deszcz, więc mogę się trochę przesuszyć.
To jest wyjątkowy dzień. Przejechałem już 1000 km!

XIII Don't pay the ferryman

Niemirów - Kuzawka 115 km

Po Mszy św. i śniadaniu wyjeżdżam po 9:00. Na początku podróży nóżka rowerowa nie wytrzymuje obciążeń i pęka, a mój pojazd z sakwami ląduje w błocie. Na osłodę czeka mnie niezwykła atrakcja. Sołtys z Niemirowa przeprawia mnie promem przez Bug. Można powiedzieć, że jest to prom o napędzie prądowym, ale nie elektrycznym. Porusza się bowiem dzięki prądowi rzeki. W jaki sposób? W poprzek rzeki jest poprowadzona stalowa lina, przerzucona przez bloczki na promie. Aby rzeka przepchała prom na drugą stronę, należy ustawić barkę pod odpowiednim kątem do biegu wody. Proste i jednocześnie bardzo egzotyczne.
Dziś mam w planie zwiedzanie wielu ciekawych miejsc. Zaczynam od Janowa Podlaskiego. Niedaleko od miasta znajduje się słynna stadnina koni arabskich. Choć konie nie są moją pasją, stadnina robi na mnie wrażenie. Dalej jadąc wzdłuż Bugu przez Park Krajobrazowy Podlaski Przełom Bugu docieram do Pratulina. To miejsce śmierci męczenników unitów podlaskich. W kościele sanktuaryjnym jest akurat grupa dzieci i słucham prelekcji księdza proboszcza. Dalej miałem w planach Szwajcarię Podlaską, ale ścieżki są podmokłe i zabłocone, dlatego rezygnuję ze Szwajcarii i jadę w kierunku Terespola. Przed Koroszczynem jadę kilka km wzdłuż drogi celnej. Jest to ogrodzona i okamerowana trasa, po której jadą odprawione ciężarówki do przejścia w Kukurykach. W Koroszczynie spotykam fort, będący fragmentem Twierdzy Brzeskiej. Skręcam w kierunku granicy i jadę wzdłuż Bugu. Nagle nad moją głową dostrzegam wielkiego ptaka. Bocian? Nie! To jakiś drapieżnik - błotniak albo nawet orzeł. Pięknie się przezentuje na niebie. Śledząc ten orła cień wjeżdżam do Kostomłotów, gdzie znajduje się jedyna w Polsce parafia neounicka. Cerkiew zwiedza właśnie grupa z Krakowa i znów mam okazję posłuchac prelekcji ks. proboszcza. Kolejny punkt programu to Kodeń. Modlę się w kościele przed obrazem M. B. Kodeńskiej i oglądam inne zabytki. Nie ma jeszcze 18:00, więc postanawiam jechać dalej i szukać po drodze kwatery. Ostatnie miejsce, które odwiedzam tego dnia to uroczy monastyr w Jabłecznej. Trafiam akurat na wieczorne modlitwy. Nocleg znajduję w uroczym domku pod lasem w Kuzawce.
To był wyjątkowy dzień. Bo nie padało.

XIV Burzliwe zakończenie

Kuzawka - Chełm - Lublin 88 km

Wyjeżdżam wcześnie rano, bo już o 7:00. Jest ciepło, a na niebie malutkie chmurki. Mimo to decyduję, że dziś kończę wyprawę i wracam do Lublina. Jadę szybko, bo wiatr jest tyło-boczny. Robi się coraz goręcej. We Włodawie oglądam kościół i cerkiew. Spotykam też czwórkę starszych rowerzystów z wybrzeża, którzy jadą z Lublina w Bieszczady. Później spotkam ich jeszcze dwa razy po drodze. Za Włodawą wjeżdżam w las do Sobiborskiego Parku Krajobrazowego. Niestety, po deszczach drogi są pełne błota i muszę jechać bardzo wolno. Zajeżdżam do Uhruska. Słońce, które od rana paliło, nagle zachodzi za obłoki i nie wiadomo skąd nagle na niebie pojawiają się ciemne burzowe chmury. Mam jeszcze 20 km do Chełma i liczę, że zdążę przed burzą, tym bardziej, że jadę z wiatrem ponad 20 km/h. Niestety, przeliczyłem się i dopada mnie burza. Szukam schronienia w postaci przystanku PKS. Jest! Metalowa skrzynka w szczerym polu. W obliczu bijących piorunów nie decyduję się na takie schronienie i pukam do drzwi najbliższego domu. Dzięki uprzejmości gospodarzy chowam się przed burzą w garażo-warsztacie. A już za chwilę nawałnica uderza z całą mocą. Leje, wieje i grzmi. Gdy burza ustaje ruszam do Chełma, skąd za godzinę mam pociąg. Po kwadransie jazdy w lekkim kapuśniaczku deszcz wzmaga się i nadchodzi druga burza. Już jestem blisko celu, więc nie zatrzymuję się, choć wokoło walą pioruny. Błysk za plecami. Liczę sekundy: raz... dwa... BUM! O, całkiem blisko. Szczęśliwie dojeżdżam na stację, kupuję bilet, ładuję się do pociągu i po chwili ruszam do Lublina.

I tak dobiegła końca wyprawa rowerowa dookoła "Polski B", czyli trasą egzotyczną. Przez 14 dni przejechałem ponad 1200 km, zwiedziłem najpiękniejsze zakątki naszego kraju i przeżyłem piękną przygodę.

Polska egzotyczna - wróciłem!

Mimo deszczowej pogody, 4 przedziurawionych dętek, wywrotki na śliskiej kładce, mimo błota, burz i innych przeciwności udało się! Przez 14 dni przejechałem ponad 1200 km dookoła "Polski B".

Polska egzotyczna 2009 from Michal Miciek on Vimeo.

9 czerwca 2009

Polska egzotyczna - już w trasie


Dziś rano wyruszyłem w trasę wielkiej wyprawy dookoła Polski B, czyli po Polsce egzotycznej. Na początek pokonałem krótki odcinek 60 km. Zatrzymałem się na pierwszy nocleg u kolegi Grzegorza (w wiosce nad Wieprzem) i z jego komputera korzystam, by dokonać tego wpisu.
Pogoda dziś była wyśmienita do jazdy. Oby tak przez najbliższe 3 tygodnie.
Publikuję kilka zdjęć, pozdrawiam czytających i informuję, że nie wiem, kiedy kolejny raz będę miał dostęp do internetu. Może dopiero po powrocie?

Pożegnanie przez współbraci przed domem:


Boćki nad Wieprzem: