3 marca 2015

BBE 2014 - relacja cz. 1 Chorwacja, Bośnia i Hercegowina

Zabrzmiał ostatni gwizdek mundialu 2014, czyli znak, że można zaczynać naszą bałkańską przygodę. 7 rowerów, załadowanych dzień wcześniej, czeka już na przyczepie, a my wsiadamy do busa. Przed północą wyruszamy z Zębu koło Zakopanego i po sprawnej nocnej podróży nad ranem jesteśmy w węgierskiej miejscowości Barcs, tuż przy granicy chorwackiej. Nakładamy sakwy na bagażniki i w pełnym słońcu ruszamy na południe.

Route 2,917,203 - powered by www.bikemap.net
Dzień 1. Barcs - Bosanska Gradiška 123 km
Jest słonecznie, choć nie upalnie. W ciągu dnia pokonujemy pięć nietrudnych wzniesień. To dopiero wstęp i rozgrzewka przed bałkańskimi górami. Przejeżdżamy całą Chorwację i na wieczór jesteśmy w Bosanskiej Gradišce. Nocujemy w namiotach przy klasztorze sióstr Adoratorek Krwi Chrystusa. Rozmowy z siostrami uświadamiają mi, że całkiem sprawnie przez 2 tygodnie nauczyłem się podstawowych zwrotów po chorwacku. Przyda się na pewno w kolejnych dniach wyprawy. Już pierwszy nocleg jest zapowiedzią wielkiej gościnności mieszkańców Bałkanów, o czym przekonamy się przez kolejne tygodnie. Dzień kończymy Mszą św. razem z siostrami.
Rozpoczynamy wyprawę w dobrych humorach

Dzień 2. Bosanska Gradiška - Podmilačje 116 km
Po porannej Mszy św. o 7:00 i śniadaniu razem z siostrami wyjeżdżamy o 9:00. Najpierw jedziemy do miasta wymienić walutę. Przed bankiem zaczepia nas miejscowy chłopak, Verdan Panić. Okazuje się, że jest mechanikiem rowerowym i oferuje swoją pomoc w naprawieniu rowerów. Dopiero zaczynamy wyprawę, więc nie musimy korzystać. Tylko Marcin wymienia urwaną śrubę od bagażnika. Verdan daje nam na pożegnanie w prezencie tubę oleju do łańcucha.
Z Gradiški jedziemy do Banja Luki. Droga jest płaska, ale ruchliwa. Spotykamy parę rowerzystów z Krakowa, która jedzie do Grecji. Jeszcze kilka razy widzimy się tego dnia, a nawet mamy razem nocleg.
W Banja Luce po zwiedzaniu miasta jemy przepyszny tani obiad w barze - pljeskavicę. Od razu wszystkim pasuje bałkańska kuchnia. Na wyprawie będziemy często jadać w barach i restauracjach. Jedzenie jest wyśmienite i tanie.
Za Banja Luką kończą się płaskie tereny i wjeżdżamy do przepięknego kanionu rzeki Vrbas. Widoki są piękne, a samochodów mało. Niedługo za miastem kupujemy arbuza ze straganu przy drodze i zatrzymujemy się nad rzeką na podwieczorek. Po przejechaniu jednego większego podjazdu docieramy na nocleg w klasztorze franciszkanów w wiosce Podmilačje. Jest tam budowany kościół św. Jana Chrzciciela o ciekawej architekturze w stylu le Corbusiera. Śpimy razem z parą z Krakowa na dużej sali dla pielgrzymów. Mamy luksusy - łazienkę, kuchnię i prąd.
Kościół św. Jana w wiosce Podmilačje (fot. Stanisław)
Dzień 3. Podmilačje - Šujica 93 km
O 8:00 rano idziemy na Mszę św. do starego kościółka św. Jana Chrzciciela i od razu po Mszy jedziemy na Jajce. Zwiedzamy miasto i słynny wodospad. Za Jajcami robimy zakupy i jemy śniadanie na poboczu drogi w cieniu. Kolejny postój na melona i arbuza robimy nad rzeką w mieście Donji Vakuf. Leżymy w cieniu, bo jest upalnie. Po chwili jednak przychodzi obfity deszcz i chowamy się na opuszczonej budowie. Odbijamy od głównej drogi, by ominąć Bugojno po drodze do Kupres. Jedziemy ostro pod górę. Niestety Marcin z Wojtkiem wyskakują do przodu i jadą niewłaściwą drogą na sam szczyt. Nie odbierają telefonu i nie możemy im przekazać informacji, że muszą wracać. Chcąc nie chcąc, jedziemy za nimi, robiąc niepotrzebny stromy podjazd o przewyższeniu 400 metrów. Wjeżdżamy na sam szczyt, gdzie znajduje się Ajvatovica, największe miejsce pielgrzymkowe muzułmanów w Europie. Pod wiatą jemy obiad i odpoczywamy. Niestety, w dół nie ma już asfaltu i trzeba powoli zjeżdżać. Wojtek prowadzi rower, bo jego cieniutkie opony z pewnością nie wytrzymałyby takiej jazdy. Jedziemy 9 kilometrów szutrową drogą przez las, widząc po bokach tabliczki "Uwaga! Miny!". Dojeżdżamy do głównej drogi, po której mamy jeszcze podjazd na 200 m przewyższenia. Na szczycie jest długi tunel i piękny zjazd szeroką szosą. Przejeżdżając przez Kupres, robimy szybkie zakupy i koło 20:00 dojeżdżamy do Šujicy, gdzie czeka na nas nocleg załatwiony u Josipa, miejscowego społecznika, z którym kontaktowałem się przez facebooka.
Śpimy znowu w klasztorze franciszkanów, na wspólnej sali na materacach. Przemiły gospodarz-proboszcz br. Mate Logara OFM podejmuje nas pyszną kolacją. Do późnej nocy rozmawiamy o trudnej sytuacji politycznej i społecznej w Bośni i Hercegowinie.
Wodospad w środku miasta Jajce
Dzień 3. Šujica - Široki Brijeg 123 km
Rano wstajemy na Mszę św w kaplicy i o 9:00 wyjeżdżamy. Dziś mamy dużo zjazdów przez cały dzień. Jedziemy do Tomislavgradu na zakupy. Za miastem jest duże centrum handlowe, gdzie łapiemy Wi-Fi i pierwszy raz na wyprawie mamy dostęp do internetu. Wrzucamy informacje i zdjęcia na stronę naszej wyprawy na Facebooku. Dalej pięknym zjazdem docieramy nad Buško Jezero. Miła starsza pani pokazuje nam, jak dojechać nad wodę. Robimy dłuższy odpoczynek na kąpiel i opalanie. Po przerwie jedziemy dalej. Na chwilę wjeżdżamy do Chorwacji i widokową trasą jedziemy wzdłuż Zelenego Jezera nad jeziora Czerwone i Niebieskie. Nad Jeziorem Czerwonym spotykamy turystów z Polski, którzy są zaszokowani naszą rowerową wyprawą. Za miastem Imotski wjeżdżamy z powrotem do Bośni i Hercegowiny. Na wieczór mamy długi podjazd i po zmroku dojeżdżamy na nocleg do klasztoru franciszkańskiego w Širokim Brijegu. Tego dnia nocujemy w namiotach tuż obok miejsca śmierci i pochówku 21 męczenników franciszkańskich zamordowanych przez partyzantów Tity w lutym 1945 r. Zimą tamtego roku, po pokonaniu niemieckich okupantów komuniści jugosławiańscy zabili w rejonie Mostaru i Širokiego Brijegu ponad 60 zakonników, w tym wielu nauczycieli i wychowawców. Obecnie trwa proces beatyfikacyjny Fra Leo Petrovića i 65 współbraci.
Jak każdego dnia na wyprawie z wielką gościnnością przyjmuje nas gwardian Fra Tomislav Puljić OFM. Korzystamy z łazienki i jemy kolację u gwardiana. Mimo późnej pory długo rozmawiamy o Bośni i Hercegowinie.
Buško Jezero
Dzień 4. Široki Brijeg - Medjugorje 73 km
Wyjeżdżamy wcześnie rano, bo dziś mamy dotrzeć do Medjugorje. O 6:00 rano jesteśmy już na rowerach. Oprócz Marcina, który jest spóźniony. Zjeżdżamy do miasta na zakupy, ale wszystkie sklepy są zamknięte. Dopiero o 6:30 kupujemy pieczywo, jemy śniadanie nad rzeką Lištica, sprawdzamy pocztę i internety i jedziemy do Mostaru. Przed miastem jest długi zjazd i piękny widok. Zwiedzamy Mostar i jemy lody przy słynnym starym moście. Za miastem zatrzymujemy się w cieniu na chwilę, by zjeść świeżego soczystego arbuza i melona. Dojeżdżamy do wywierzyska Blagaj i podziwiamy ten cud natury oraz klasztor derwiszów. W najmniej odpowiedniej porze, czyli w południe, rozpoczynamy męczący podjazd do Medjugorje. Jest ciężko z powodu słońca, ale dajemy radę. W Medjugorje jesteśmy wczesnym popołudniem. Tym razem mamy tani nocleg w eleganckim pensjonacie w 3 pokojach z łazienkami. Nie tylko warunki są komfortowe, ale przede wszystkim gospodarze bardzo życzliwi i mili. We dwójkę ze Staszkiem idziemy do sanktuarium Matki Bożej, a reszta grupy na odpoczynek. Pierwotnie planowałem iść na Križevac albo na miejsce objawień, ale jest za gorąco więc idę do kaplicy adoracji. O 19:00 uczestniczymy we Mszy św. W pensjonacie spotykamy Marzenę z Polski, która mieszka w Medjugorje od kilku tygodni i odbudowuje się duchowo. 
Mostar
Dzień 5. Medjugorje - Rivine 62 km
Po długim spaniu idziemy na Mszę św. o 10:00 w języku angielskim. Po Mszy mieliśmy wyjeżdżać, ale u mnie w tylnym kole zeszło powietrze i trzeba wymieniać dętkę. To był pierwszy i jedyny kapeć po wielu tysiącach kilometrów przejechanych na oponach Schwalbe. I wyglądało nie na przebicie, ale na małe przetarcie zużytej dętki. Po wyjechaniu z Medjugorje zatrzymujemy się na stacji benzynowej, by podpompować koła. Tam Marcin przypomina sobie, że zostawił w pensjonacie sporo pieniędzy w szufladzie. Jedziemy nad wodospady Kravice, a Marcin bez bagażu wraca do Medjugorje po zostawione pieniądze. Siedzimy długo nad wodą, od południa aż do 18:00. Potem jedziemy do Čapljiny, gdzie jemy kolację w restauracji i już po zmroku ruszamy dalej. Przejeżdżamy przez klimatyczne miasteczko Počitelj i dalej kierujemy się podjazdem w kierunku Stolaca. Przed starym cmentarzem w Radimlji odbijamy od głównej drogi do lasu i znajdujemy idealne, zasłonięte, odludne miejsce noclegowe. Jest ciepło i bezchmurnie, więc nie rozbijamy namiotów, ale pierwszy raz na wyprawie śpimy pod gołym niebem na trawie, czyli w hotelu tysiącgwiazdkowym.
Wodospady Kravice
Dzień 6. Rivine - Tuli 100 km
Po śniadaniu i, jak co dzień, długim czekaniu na wiadomo kogo ruszamy dalej pod górę. Na chwilę zatrzymujemy się przy stećakach w Radimilji, czyli średniowiecznych kamiennych nagrobkach, charakterystycznych dla Bośni i Hercegowiny. W Stolacu nabieramy zapas wody, bo dzień jest bardzo upalny. Po przejechaniu 35 km szukamy ocienionego miejsca z wodą, żeby przeczekać południowy skwar. W końcu jest niedziela, więc nie będziemy się tak męczyć. Znajdujemy idealne miejsce - prawosławną kapliczkę ze studnią i tam odpoczywamy w cieniu drzew. W kapliczce odprawiamy Mszę św., potem jemy obiad i leżakujemy. Kiedy upał jest odrobinę łagodniejszy, ruszamy dalej w dół. Po takim długim odpoczynku mamy sporo sił i jedziemy bez przerwy 45 km przez płaskie Popovo Polje aż do Monastyru Tvrdoš. Za kilka kilometrów jest miasto Trebinje. Robimy zakupy na kolację i śniadanie, jemy kolację i oglądamy piękny średniowieczny most Arslanagića z czasów tureckich. Pod wieczór, gdy już robi się ciemno, ruszamy na podjazd w kierunku granicy czarnogórskiej. Z każdym kolejnym podjechanym metrem widoki stają się coraz piękniejsze. Wszystko nabiera bajkowych barw w zachodzącym słońcu. Okolica jest bezludna, ze skąpą roślinnością, co jeszcze dodaje aury tajemniczości. Koło wioski Tuli skręcamy w boczną drogę i zatrzymujemy się na nocleg na polanie, znów pod gołym niebem na gołej ziemi bez namiotów.
Poranek na dzikim biwaku (fot. Kasia)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz