5 października 2014

360 km szaleństwa, czyli wycieczka sobotnia nad morze.

Mam spore zaległości na blogu. Czekam na jesienne, deszczowe dni, by opisać ze szczegółami wyprawę bałkańską. Mam zamiar napisać dwa słowa o moim nowym rowerze na ramie Surly LHT.
Ale zanim to nastąpi, pochwalę się wczorajszą szaloną wycieczką.
Zastanawiam, co jest w sumie najważniejsze. Czy pobicie życiowych rekordów długości i czasu jazdy? Czy walka ze swoimi słabościami, z powalająca sennością i zmęczeniem? Czy piękne krajobrazy? A może czas spędzony na bałtyckiej plaży w absolutnej samotności, bez śladu żywego człowieka po horyzont? Niepowtarzalny klimat jazdy w środku nocy na zmianę we mgle i świetle księżyca?

Jak to w życiu bywa, wszystko po trochu składa się na niepowtarzalność wczorajszej wycieczki.
Po zakupie nowego roweru postanowiłem go wypróbować. Wiedząc, że będę miał wolną sobotę i że zapowiada się słoneczna pogoda, wymyśliłem wycieczkę nad morze. W piątek wieczorem wsiadam na rower i w szybkim tempie bez przygód wyruszam do Włocławka. We Włocławku wsiadam w pociąg TLK do Kołobrzegu i podjeżdżam nim 250 km do Tczewa. Planowałem przespać się w przedziale ze 3 godziny, ale leżący obok pasażer chrapał niemiłosiernie i ledwo co zmrużyłem oczy.
W Tczewie jestem po godz. 4:15. Jest jeszcze ciemno, a ja przebijam się przez Żuławy Wiślane spowite uroczą mgłą. Wschód słońca jest przepiękny i cichy.
Mijam pasące się małe grupy saren, nad głową krążą drapieżne ptaki, a drogę od czasu do czasu przebiega lis, sarna i inne dzikie zwierzę.
O godz. 9:00 jestem w Krynicy Morskiej. Wjeżdżam przez las na plażę. Morze jest spokojne, bez fal, a dokoła absolutna pustka. Nie widać nigdzie po horyzont żywego człowieka, a nawet żadnych ludzkich śladów na piasku, tylko zwierzęce tropy. Siedzę godzinę na plaży, jedząc śniadanie i kontemplując bezkresne morze. Robię kilka zdjęć, chwalę się nimi na Facebooku i rozpoczynam drogę powrotną. Do domu mam 250 km i cały dzień jazdy. Zastanawiam się, czy zdążę przed północą.



Po 30 km zatrzymuję się na obiad w Nowym Dworze Gdańskim. Pierwsze kilometry są trudne, bo jadę cały czas pod wiatr i nie mogę narzucić sobie szybkiego tempa. Do tego dochodzi wielka senność. Oczy same się zamykają i dwa razy o mało co nie spadam z roweru. Na szczęście tylko lekko bolą mnie kolana, ale poza tym nie mam żadnych urazów ani kontuzji. Rower też pracuje perfekcyjnie.  Dalej jadę w kierunku Wisły, z daleka mijając Malbork, jadę wzdłuż Wisły i dojeżdżam do Kwidzyna.



Wiatr ustaje, ale od Kwidzyna kończy się płaski etap i do Brodnicy droga prowadzi na zmianę w górę i w dół, a taka jazda jest bardzo męcząca, szczególnie dla moich kolan. W Brodnicy zatrzymuję się na kolację i dalej w jednym skoku połykam ostatnie 55 km do Sierpca.
Prognozy się sprawdziły, nie padało, choć w nocy było zimno i musiałem założyć na siebie wszystkie ciuchy, jakie zabrałem.
Oczywiście byłem zmęczony, niewyspany, padnięty, ale żyję i bardzo spodobały mi się maratońskie dystanse. Na wiosnę przyjdzie czas na kolejne długie wycieczki.

Fakty:
Sierpc - Włocławek 60 km
Włocławek - Tczew pociągiem
Tczew - Krynica Morska 67 km
Krynica Morska - Sierpc 230 km
razem 360 km, 38 gmin i 11 powiatów.

1 komentarz :

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń