Dzień 12. Charzykowy - Borne Sulinowo 115 km.
Wyjeżdżam wcześnie, bo jestem umówiony w Chojnicach na naprawę tylnego koła. Naprawa przebiega sprawnie i mogę jechać dalej. Objeżdżam jez. Charzykowskie i przejeżdżam przez miejscowość o uroczej nazwie Małe Swornegacie. Skończyły się górki, ale wieje mocny boczny wiatr. Przez Rzecznicę jadę na Szczecinek znowu szlakiem zwiniętych torów. O zmroku docieram do Bornego Sulinowa. Miasto, tak jak się spodziewałem, ma swój klimat. Szukam noclegu i znajduję kwaterę w pięknym domu, w którym pewnie mieszkał kiedyś radziecki pułkownik lub może nawet generał.
Dzień 13. Borne Sulinowo - Lubieszewo 79 km.
Chłodny poranek, znowu bez deszczu, ale z wiatrem. Nad jez. Pile jem śniadanie. Z Bornego jadę do Drawskiego Parku Krajobrazowego. Pojawiają się górki, dołki i urocze jeziorka. Cały czas jadę asfaltem, nawet na bezludnych terenach. Za Złocieńcem robię rundkę dookoła jez. Kopań i dojeżdżam na nocleg do Lubieszewa nad. jez. Lubie. Jestem już trochę zmęczony i zastanawiam się nad zakończeniem wyprawy. Ale skoro jest taka ładna pogoda i przede mną ciekawe okolice, to jadę dalej.
Dzień 14. Lubieszewo - Drawno 88 km.
Objeżdżam jez. Lubie i wjeżdżam na Poligon Drawski. Po obu stronach stoją tablice Military Area. Nie forsuję tempa, bo boli mnie lekko łydka. W oddali słychać wybuchy na poligonie, a ja słucham audycji Sensacje XX wieku Bogusława Wołoszańskiego. Pasuje. Jadę obrzeżem Ińskiego Parku Krajobrazowego i docieram do Drawna na nocleg.
Dzień 15. Drawno - Krzyż 54 km.
Jadę przez Drawieński Park Narodowy. Ładne okolice, ale pewnie od strony kajaka wygląda to jeszcze lepiej. Jedzie się ciężko, bo drogi są piaszczyste. W pierwszej koncepcji miałem dojechać do Pszczewa, ale decyduję się zmienić plany. Już mi się nie chce jeździć, więc dziś kończę wyprawę. Dojeżdżam do Krzyża i ładuję się w pociąg do Poznania.
Oczywiście wyprawa była bardzo udana. Tylko jeden dzień zmoczył mnie deszcz. Objechałem spory kawał Polski, byłem w wielu niezwykłych miejscach. Cudownie.
No proszę - myślałam, że pan blogowicz-rowerzysta zapadł już w sen zimowy, a tu taka niespodzianka (na Mikołaja? :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że dojechałeś do celu cały i zdrowy.
A ja znowu napiszę - chciałabym na następną wyprawę rowerową zabrać się razem z tobą. Ale pewnie znowu wyjdzie tak, że mi się nie uda. ;p
pozdrawiam
Hołka