3 lipca 2007
W tak pięknych okolicznościach przyrody
Mazury
Wyprawę rowerową zacząłem od Mazur. Korzystając z usług PKP Przewozy Regionalne przemieściłem się do stacji Czerwonka koło Olsztyna, a następnie przejechałem do Rynu nad jeziorem Ryńskim.Po pięciu dniach żeglowania na jachcie pojechałem dalej.
Suwalszczyzna
Mazury bardzo mi się podobały, ale Suwalszczyzna to po prostu bajka! Spędziłem tam 5 dni z rowerem, pokonując ponad 300 km.Pierwszy dzień
Tego dnia przejechałem 77 km na rowerze (z Rynu do Giżycka i z Olecka do Smolnik) oraz 75 pociągiem (z Giżycka do Olecka). Najgorszy był ostatni odcinek, kiedy to przedzierałem się przez las koło jeziora Jaczno. Pokonanie tego fragmentu na piechotę jest trudne, a co dopiero z rowerem obciążonym bagażem i to jeszcze po obfitych opadach deszczu. Szkoda, że nie mam zdjęć, ale zwyczajnie nie miałem już siły.Trzeci dzień
Tego dnia nadszedł mały kryzys. Rano wszystko mnie bolało, choć przejechałem przez 2 dni tylko 145 km. Tym razem wyjechałem na południe. W Gulbieniszkach zaliczyłem suwalską Fudżijamę, czyli Górę Cisową - wzniesienie w formie stożka, z którego można podziwiać cały Suwalski Park Krajobrazowy. Następnie pojechałem nad jezioro Szelment, a stamtąd na przedmieście Suwałk, gdzie znajduje się cmentarzysko Jadźwingów. W drodze powrotnej odwiedziłem dwa głazowiska - Rutka i Błachanowo, objechałem Hańczę i wróciłem do Smolnik.
Czwarty dzień
Czwartego dnia pobytu na Suwalszczyźnie odczuwałem już w nogach wykręcone 200 km. Do tego jeszcze prognozy zapowiadały załamanie pogody i burze. Postanowiłem zatem wyruszyć na jakąś lekką przejażdżkę, żeby się nie zmęczyć i w razie potrzeby szybko wrócić na nocleg. Ruszyłem na Wiżajny. Jechało się lekko, a do tego wyszło słońce. Udałem się zatem do Puszczy Rominckiej. Postanowiłem odszukać głazy myśliwskie cesarza Wilhelma. Niestety, poszukiwania głazów się nie udały, a na skraju puszczy dopadła mnie zapowiadana burza. Pierwsze krople deszczu dopadły mnie pod zabytkowym wiaduktem w Kiepojciach. To były naprawdę dramatyczne chwile. Miałem wprawdzie płaszcz przeciwdeszczowy, ale nie chroni on przed piorunami. Raz za razem grzmoty przybliżały się, aż nagle walnęło tak blisko, że myślałem, że to w mój bagażnik! Błysk i huk jak eksplozja bomby! Za jakieś 2 km znalazłem przystanek i tam schroniłem się przed dalszą ulewą. Kiedy deszcz trochę zelżał ruszyłem w dalszą drogę. To było naprawdę ciężkie 30 km w deszczu i pod wiatr. Ale najważniejsze było to, że przeżyłem.
Podlasie
Ze Smolnik pojechałem na Podlasie. Ponieważ wiał silny wiatr dojechałem do Suwałk, a dalej już pociągiem do Bielska Podlaskiego. Ostatniego dnia wyprawy, znowu pod wiatr, przejechałem z Bielska do Szepietowa i dalej już pociągiem .W sumie przez 5 dni pokonałem 350 km w słońcu, deszczu, z wiatrem i pod wiatr.
Spędziłem cudowne chwile w przepięknych okolicznościach przyrody. Cudownie.
Subskrybuj:
Posty
(
Atom
)