Korzystając z czasu wakacji, wyruszamy na wycieczkę rowerową. Tym razem skład jest szczupły, trzyosobowy. W planie mamy objazd
jeziora Orawskiego. Wyruszamy o 8:00 rano, mając nad głową wiszące chmury. Miało być słonce, a zapowiada się deszcz. Może za granicą będzie cieplej? Póki co jest zimno i w takich warunkach przez
Chochołów wjeżdżamy na
Słowację. Pierwsze 28 km to, z małymi wyjątkami, droga w dół do wysokości ok. 600 m. Za miasteczkiem
Trstená skręcamy na północ i dojeżdżamy do
jeziora Orawskiego. Koło tamy robimy pierwszy postój na II śniadanie i nagle zaczyna padać ulewny deszcz. Chowamy się pod wiatą i postanawiamy przeczekać opad. Na szczęście deszcz po krótkiej chwili ustaje i możemy jechać dalej wzdłuż brzegu. Kolejny odpoczynek połączony z sesją zdjęciową robimy na przystani. Wychodzi słońce i od razu robi się gorąco. Obserwujemy mały statek, który rozpoczyna wycieczkowy rejs po jeziorze. W
Námestovie robimy szybkie zakupy, żegnamy się z jeziorem i wracamy do ojczyzny, kierując się na
Lipnicę. Droga do granicy jest wyremontowana i jedzie się bardzo wygodnie. Na krótkim podjeździe przed
Jabłonką, mimo że jedziemy dość szybko, wyprzedza nas bez większego trudu jakiś zagraniczny sakwiarz, jadący z pełnym bagażem. Kiedy jesteśmy na szczycie wzniesienia, on już jest ledwo widoczny na horyzoncie. Ech, w takim tempie, można by pokonywać dziennie 200 km na wyprawach. Z Jabłonki jedziemy do Czarnego Dunajca, ale zanim wjedziemy do miasteczka, skręcamy w prawo, aby przejechać na skróty przez las. Odcinek terenowy okazuje się ładny, ale dość trudny. Droga jest lekko utwardzona, ale co kilkaset metrów przeszkodą są kałuże i błota. Tempo jazdy bardzo spada. W kilku miejscach musimy omijać rozlewiska, prowadząc rowery przez las. Dojeżdżamy do kapliczki św. Huberta, a dalej, na szczęście, jest już nowa asfaltowa droga. W
Podczerwonem zatrzymujemy się na pyszne lody z własnego wyrobu. Jesteśmy już trochę zmęczeni, więc niezbyt szybko podjeżdżamy do
Zakopanego. Przed
Kirami na moim liczniku pojawia się okrągła liczba 15000. Tyle kilometrów (w przybliżeniu) wykręciłem od 2007 r., głównie podczas wielodniowych wypraw. Oby tak dalej. Kończymy wycieczkę w dobrych humorach i umawiamy się na podobny 100-kilometrowy wyjazd w następnym tygodniu.
Więcej zdjęć pod tym linkiem.
|
Wjeżdżamy na Słowację |
|
Nad jez. Orawskim |
|
Odcinek terenowy |
|
Kapliczka św. Huberta przy drodze do torfowiska |
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz